poniedziałek, 30 marca 2009

Zawsze ze Studentami II

I jeszcze zdjęcia z Koninek. Lipiec 2001.






Zawsze ze Studentami I

Porcję fotek z dwóch spotkań ze studentami zamieszczam dzięki Piotrowi Korzeniowskiemu. Dzięki Piotrek :)





Ludzie: Piotrek Korzeniowski

Chcę na tym blogu opisywać wszystko to, co bliskie mojemu Ojcu. Dla niego najważniejsi zawsze byli ludzie i kontakt z nimi. Dlatego co jakiś czas będą się tutaj pojawiać posty takie jak ten:

Piotr Korzeniowski




Urodzony 10.01.1970 r. w Krakowie. Od 1992 studia na Wydziale Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie w pracowni prof. Zbigniewa Grzybowskiego. W 1995/96 stypendium i studia na Akademie der Bildenden Kunste w Norymberdze w pracowni malarstwa, grafiki i obiektu, pod kierunkiem prof. Rolfa Guntera Diensta. W 1997 dyplom z wyróżnieniem w krakowskiej ASP, w pracowni malarstwa prof. Zbigniewa Grzybowskiego. W latach 1996-2001 asystent na Wydziale Malarstwa krakowskiej ASP, w pracowni malarstwa prof. Sławomira Karpowicza. W 2005 roku doktorat w dziedzinie malarstwa na ASP w Krakowie. Obecnie pracuje na stanowisku adiunkta w pracowni malarstwa prof. Adama Wsiołkowskiego na tej samej uczelni.Prowadzi również zajęcia z fotografii portretowej w krakowskiej Szkole Kreatywnej Fotografii. Mieszka i pracuje w Krakowie. Zajmuje się malarstwem, rysunkiem i fotografią. Brał udział w kilkunastu wystawach indywidualnych i kilkudziesięciu wystawach zbiorowych w kraju i zagranicą.

Notka i fotka zaczerpnięte z autorskiej strony Piotra http://www.piotrkorzeniowski.com

Plener - czasy licealne (?)

Dwie fotki z pleneru, prawdopodobnie jeszcze z czasów nauki w Liceum Plastycznym w Zamościu. Plener jest więc najprawdopodobniej okolicą Szczebrzeszyna, ale mogę się mylić. Będę jeszcze dociekać w sprawie autora i osób ujętych na fotce (jedną z nich jest oczywiście - Karpiu), ale gdyby ktoś coś wiedział, to będę wdzięczna za info.



Indeks, część II

Z opóźnieniem, ale zgodnie z obietnicą: II rok studiów, indeks Sławka Karpowicza.





czwartek, 26 marca 2009

Uwaga! Drugi etap indeksowej lustracji

Dziś wieczorem wrzucam skany z drugiego roku. Wszystkich zainteresowanych ocenami studenta Sławomira Karpowicza - zapraszam na inspekcję :)

środa, 25 marca 2009

Praklub "Pod ręką"

Dziękuję serdecznie Wojtkowi Szmucowi za anegdotkę o Tacie i zagadkowe, acz interesujące załączniki. Już wkrótce anegdota się tutaj znajdzie - szukam odpowiedniej ilustracji ;). Tymczasem, w jednym z załączników, a mianowicie w elektronicznej wersji "Wiadomości ASP" (numer z kwietnia, 2001 roku) znalazłam krótki felieton Pawła Taranczewskiego, który być może wyjawia tajemnicę pochodzenia tego malowidła. A nawet jeżeli nie do końca to w każdym razie pokazuje fragment studenckiej rzeczywistości z tamtych lat (no dobrze - może ciut wcześniej, ale przecież "Pod ręką" długo było kultowym miejscem).



„Praklub Pod Ręką”

Z początkiem lat sześćdziesiątych wieku XX w gmachu Akademii Sztuk Pięknych przy Placu Matejki 13 oddano studentom piwniczne pomieszczenia dawnego "Bratniaka". Podjąłem się urządzenia klubu. Zamknąłem się w środku, zrobiłem wiadro tempery jajowej i pokryłem ściany polichromią przedstawiającą rozwichrzone głowy i pijące wino anioły. Któregoś dnia - gdy praca była jeszcze w pełnym toku - zamknięto gamach Akademii i musiałem wyjść przez istniejące do dziś okno w piwnicy przeciskając się przez ciasną kratę; wówczas było to jeszcze możliwe. Polichromię skończyłem, Janina Kraupe drwiła: "Piwnica pod pijanymi aniołkami" - klub trzeba więc było nazwać. Odbiłem umoczoną w farbie dłoń na ścianie przy schodach do piwnicy i napisałem Piwnica "Pod Ręką". Nazwa się przyjęła. Sala bywała pełna. Początkowo obowiązywały karty klubowe, nikt ich jednak nie kontrolował. Ja postawiony raz przy drzwiach - służbista - nie wpuściłem Nikodema Półki, wówczas asystenta na grafice, wybuchł skandal: Paweł nie wpuścił Nikodema wołano. Był to przypadek jedyny. Igor Neubauer student malarstwa, który grywał również w orkiestrze jazzowej, przedpołudniami ćwiczył na perkusji.

Joanna Bogusławska marzyła o stworzeniu teatru. Przede wszystkim jednak bawiono się, spotykano, zachodzili profesorowie, z którymi można było porozmawiać przy kawie, jednak dla mnie najważniejsze były koncerty kameralne: "na żywo" i z płyt. Znajomych muzyków z Wyższej Szkoły prosiłem o występy, zgadzali się chętnie. Niektóre koncerty prowadził Staszek Radwan. Grywali znani dziś artyści. Przynosiłem także prymitywny gramofon "Karolinka", na którym odtwarzałem płyty.Były to nagrania rosyjskie, może nienajlepsze technicznie ale artystycznie najwyższej klasy. Sala klubu bywała pełna, słuchano na stojąco. Pamiętam prof. Emila Krchę, który stojąc trzy godziny wysłuchał całego Mesjasza Haendla. W międzyczasie moja polichromia się opatrzyła, Włodek Kamiński podjął się przeróbki i urządził klub całkiem inaczej. Piwnica "Pod
Ręką" funkcjonowała w tej postaci aż do jej zamknięcia, założono w niej kotłownię centralnego ogrzewania.


Paweł Taranczewski
Wiadomości ASP, kwiecień 2001

I na jakiś czas "Pod Ręką" nawet odrodziło się przy placu Matejki, dzięki heroicznej inicjatywie Bogusia Książka (jednego z ulubionych studentów Taty) i wsparciu ASP. Ale niestety, jak donoszą "Wiadomości ASP" (ten sam numer):

"Redakcja "Wiadomości ASP" z żalem dowiedziała się, że czynny od 1998 roku przy pl. Matejki 4 Klub "Pod Ręką" kończy swoją działalność w czerwcu b.r. Tradycyjnie powodem zamknięcia jest nie decyzja Władz Uczelni, lecz protest mieszkańców".

Kochani! Jestem strasznie ciekawa, czy macie jakieś foty z "Pod Ręką"...Niezależnie od tego czy z Piwnicy, czy z Klubu. Karpiu dobrze czuł się w miejscach, które sprzyjały dyskusjom na tematy ważne i mniej ważne, paleniu papierosów i piciu piwa. I choć nieraz byłam zła, kiedy się w którymś z tych miejsc zasiedział, to jednak były one dla niego w jakiś sposób ważne, więc...proszę, przysyłajcie co macie :)
Dzięki.
J

poniedziałek, 23 marca 2009

Tylko bez pietruszki!

Kochani! Ponawiam prośbę o wspomnienia. Wszelkiego typu :) Także kulinarne. Przesyłajcie na adres: joanna@nohau.pl lub j_karpowicz@o2.pl, a ja będę wszystko szybciutko tutaj umieszczać.

O tym, że mój Ojciec nie znosił pietruszki wiedzą prawie wszyscy. To jasne, jak fakt, że wędlinę się kupuje na Zwierzynieckiej. Poniżej fragment anonimowego posta dotyczący pietruszkofobii. Proszę się przyznać, kto miał takie doświadczenie, bo są co najmniej dwie osoby, które o to podejrzewam :)

"Sławek wpadł do nas jak zwykle,ale tym razem w porze obiadu. Akurat ugotowałam grochówkę. Oczywiście poczęstowałam Sławka. Szkoda że nie miałam wtedy kamery ,żeby utrwalić jego minę ,gdy zobaczył w misce pływającą ,posiekaną zielona pietruszkę. Nie wiedziałam o tym ,że On nie toleruje czegoś takiego zielonego. Co się biedak namordował,żeby wyciągnąć to zielepastwo. Nie ugiął się jednak. Dobrnął do końca,do ostatniego kawałeczka. Zupa smakowała Mu bardzo. Zjadł ze smakiem".

Student

Idąc za ciosem, postanowiłam skupić się na latach studenckich. Zaczynamy od lustracji. Dziś prawdziwy rarytas: pierwsza porcja skanów studenckiego indeksu Karpowicza - I rok, semestr zimowy i letni.






piątek, 20 marca 2009

Znajome twarze i niezły dizajn


Jeszcze kilka fot z lat siedemdziesiątych. Na początek Młodszych Czytelników proszę o zwrócenie uwagi na dizajn podkoszulka, który ma na sobie młody Sławek Karpowicz. Moim zdaniem mistrzostwo.


Koledzy z pracowni: moja Mama i Romek Łaciak.

Studenckie życie nocne. Tu Anna Karpowicz z Grzegorzem Bednarskim. Ktokolwiek pamięta, gdzie takie piękne malowidło było, niech się do mnie odezwie.

Sławek i Anka


Moi Rodzice poznali się na pierwszym roku studiów w 1973. Studiowali w jednej pracowni. A w 1976 urodziłam się ja, podnosząc poprzeczkę trudów studenckiego życia. Pomimo, że tamte pradawne czasy same z siebie były trudne, oboje radzili sobie dzielnie, jak umieli. Oboje podczas studiów chwytali się różnych dodatkowych zajęć, żeby związać koniec z końcem. Żyli przy tym pełnią studenckiego życia. Tak, tak - pamiętam te imprezy, chociaż wszyscy mówią, że to niemożliwe.

Moja Mama: jeszcze jako Anna Wiejak.


A tu już jako Anna Karpowicz. Moja Mama: tajemnicza, utalentowana, mocna indywidualność.



Znajome twarze: na pierwszym planie ja. Wesoło zagaduje Grzegorz Bednarski.


Wybór Profesora


Na fotografii (autor nieznany) Profesor i jego studenci na plenerze (Zakopiańska Harenda). Jest to najprawdopodobniej II rok studiów - 1974. Opis z listą nazwisk uzupełnię. Mój Ojciec stoi, pierwszy z prawej (w owczym swetrze). Moja Mama siedzi na pierwszym planie.

Wspomnienie mojej Mamy, dotyczące tamtego czasu rzuca więcej światła na początek relacji: "Uczeń i Mistrz".

"Po pierwszym roku, wiadomo: wybór Profesora. Nasz Mistrz, prof. Jan Szancenbach byl oblegany, wcale nie latwo bylo dostać się do Jego pracowni. Pamiętam piękna martwą naturę Sławka na wystawie końcoworocznej. Duże plótno w srebrzystej gamie i krótką rozmowę na korytarzu. Nasz przyszły, kochany Profesor sam poprosił Sławka, aby został Jego uczniem. Nie często się to zdarza...

Ja też ustawiłam sie w kolejce chętnych. W ten sposób aż do dyplomu studiowaliśmy ze Sławkiem w jednej pracowni."

Anna Karpowicz - Westner

czwartek, 19 marca 2009

Podziękowanie :)

Bardzo dziękuję niezawodnej Pani Krystynie Skucie z Dziekanatu Wydziału Malarstwa za błyskawiczne rozkolportowanie informacji o blogu wśród grona pedagogicznego :)

Inteligentna herbata i planeta małp


Poniżej kilka, na szybko spisanych, wspomnień mojej Siostry, Kasi (na fotce, to małe, białe. Z tyłu ja.):

Robiłam tacie "Inteligentną" herbatę, czyli taką do której wrzucałam cieniutko pokrojoną cytryne-mówiliśmy o niej: Inteligentna. Piliśmy raz różową orenżadę (tato miał nagle na nią ochotę) mówił, że pijemy płyn do mycia naczyń. O 12 w nocy najlepiej smakowały różne rodzaje kiełbasy, które tato kroił na drewnianej desce w plasterki dla siebie i dla mnie. Nie używał masła, ani margaryny do kanapek. W podstawówce (od czasu do czasu - jak mama musiała wyjechać) byłam skazana na chleb z szynką bez masła! (normalnie - zgroza! > przypis JK). W tym samym czasie do szkoły posyłał mnie w piżamie na którą nakładał mi spodnie i sweter:)

Nie miałam nigdy ochoty brać się za odrabianie lekcji, bo po szkole często dostawałam od taty bardzo profesjonalne,kredki,pastele,tusze chińskie i farby. Musiałam je wypróbować:)! Malowałam wszystkim na raz a on mówił "właśnie to próbuję wytłumaczyć moim studentom: żeby używali paru narzędzi naraz" Byłam strasznie zadowolona:)

Oglądaliśmy razem Alfa i dobranocki, ale jak tato zaczynał śpiewać "Koralgol to właśnie ja.........itd " to troche sie niepokoiłam, bo on nie śpiewał i nie oglądał tych bajek jak dorosły, tylko raczej jak dziecko.......:) W tym czasie dziwiłam sie, trochę irytowałam. To było straszne.

Budował wspaniałe pojazdy kosmiczne z klocków lego. Jak mowiłam mu, że się nudzę to pouczał mnie: "człowiek mądry nigdy sie nie nudzi, jest masa ciekawych rzeczy do robienia"

Spytał mnie raz, czy byłam kiedyś w Warszawie. Miałam z 8 lat, a rozmawiał ze mną zawsze poważnie: jak z dorosłym. Pytał, nie jak ojciec dziecko, tylko jak kolega kolegę. Nie byłam, więc mnie zabrał. Warszawa nigdy nie była tak wspaniała, jak wtedy. Kupił mi nawet pamiątkę - zielonego gluta do pełzania po szybach i ścianach.

Uwielbiam zielone oliwki, bo jak kiedys zostałam sama z tatą to w lodówce były tylko oliwki, nie mogłam sie do nich przekonać ale po 2. dniach jadłam je palcami, a zapach oliwek na rękach utrzymywał sie dość długo:)

"Gwiezdne wojny" i "Planeta małp" - to były nasze filmy. Taty, Asi i moje:). Czytał Normana Davisa,tato i Asia byli świetni z historii. Asia rysowała dla mnie mapy(np.rozbiorów Polski)i razem opowiadali mi Historie.

Jako dziecko lubiłam czesać włosy siostrze. Mama się nie dała, a tato bał sie mnie z grzebieniem. "Wszystkie włosy mi przez ciebie wypadna" więc po jakimś czasie robiłam mu "Ben Hilla" - poklepywanie po łysince:)

Zabierał mnie na piwo(ja miałam swoje piwo-cole, tato piwo, ja lody, tato piwo, ja ciastko i cole, tato piwo:) i opowiadał mi historię sztuki w kawiarni "U literatów"

Był zawsze bardzo spokojny, mówił: "śpiesz sie powoli","bez paniki" z nim nigdy nie mialam choroby lokomocyjnej, podróże były miłe i bezproblemowe.

Raz w Szczebrzeszynie było tak gorąco wieczorem ze tato z mamą wskoczyli do mojego baseniku, bylo super z nimi siedzieć i odganiać komary prysznicem ze szlaufa:)

Ustawiał mi martwe i oglądał to co malowałam i rysowałam, ale zawsze mówił "dobrze, maluj dalej" (bardzo mądra korekta). Pozwolił mi raz malowac na jego płótnie - spodobało mu sie to (miałam 7 lat)i wykorzystał to do swojego obrazu:). Malował w nocy jak spałam (malował w domu jak mamy czesem nie było i musiał sie sam mną z Asią opiekować). Obrazy poprostu sie pojawiały, zdawało sie jakby nigdy nie były w fazie szkicu(podglądałam).

Mówił mi ze jak był mały, miał tylko 3 pisaki i potrafił z nich zrobić więcej kolorów.Podbierał mi pisaki i kredki.Zawsze brakowało mi czarnych i brązowych. I linijek i ekierek.Zawsze cos rysował, szkicował, projektował. Siedział wtedy przy stole i nigdy sie nie garbił, zawsze miał proste plecy. Mama mi mówiła "siedz jak tato,nie garb sie"

Na Korsyce strugał mi z kory łódeczki, pływał ze mną w morzu:) Było fajnie:)

Tato zmarł jak miałam 16 lat. Mam dużo wspomnień, tylko musze sobie przypomnieć. Szkoda ze nie miałam takiej możliwośći, jak jego studenci: porozmawiać z nim jak dorosły z dorosłym. Tato długo myślał ze mam 12 lat:). Pózno zorientował się, że nie jestem już małą dziewczynką. Jak człowiek choruje dni mijają na codzienności, a ja o tej codzienności domowej mogę wiele opowiedzieć. Była miła i dowcipna:)

Katarzyna Karpowicz

Uczeń Szancenbacha

Z Janem Szancenbachem wiązała Sławka szczególna więź. Jako student mógł zawsze liczyć na wsparcie Profesora, który w stosunku do swoich uczniów był bardzo wymagający, ale także opiekuńczy. Moja mama, Anna Karpowicz - Westner, która studiowała w tej samej pracowni opowiadała, że Profesor wiedząc w jak trudnej nieraz sytuacji są młodzi studenci częstokroć dzielił się z najbardziej potrzebującymi farbami, pędzlami, itd. Gdy Sławek został asystentem Jana Szancenbacha ich znajomość zacieśniła się. Wspominam o tym wszystkim ponieważ wydaje mi się, że to w jaki sposób Szancenbach traktował swoich studentów w dużej mierze zaważyło na podejściu mojego Ojca do jego własnych studentów.


Profesor Jan Szancenbach rozumiał malarstwo Sławka jak nikt inny. Tak pisze o twórczości swojego ucznia we fragmencie recenzji z przewodu kwalifikacyjnego II stopnia:

"Przestrzeń to w moim odczuciu główny teren zainteresowań malarskich Karpowicza. Nie jest to nigdy przestrzeń dosłowna, wzięta wprost z widzialnego świata. Do wywołania jej na płótnie nie sluży ani perspektywa, ani światlocień, mimo ze oba elementy istnieją w obrazach Sławka, często w zaskakujacych odmiennościach przypisywanych im praw, w daleko idących transpozycjach ich ról,jakie widzimy w dawnym malarstwie. Również duże partie czerni w obrazach Karpowicza nie noszą nigdy znamion obojętnych kolorystycznie miejsc na płótnie - jak mialo to miejsce u XIX wiecznych malarzy.Mają zawsze temperaturę kolorystyczną i wspołuczestniczą w orkiestracji barwnej płócien. Subtelne i wytrawne zrożnicowanie tych czerni potęguje wrażenie bogatej skali kolorystycznej obrazow Karpowicza, choc stosuje on także ograniczenia koloru [...]
Dane mi było obserwowac drogę rozwoju twórczosci Karpowicza juz od czasow studenckich z tej racji, że byl on moim uczniem, a poźniej przez szereg lat asystentem. Jest to rozwoj harmonijny i konsekwentny, polegający na stałym pogłębianiu koncepcji swego malarstwa oraz umiejętnosci jego realizowania i bogacenia środkow z tym związanych, a nie na naglych i nieuzasadnionych zwrotach i odmianach. Od czerwonego wnętrza z lustrem, namalowanego po ukonczeniu studiow do ostatnich autoportretow we wnętrzach pracowni prowadzi prosta linia.I może tylko w tym pierwszym jego ręka kierowal bardziej instynkt utalentowanego malarza, a w ostatnich - bardziej swiadomość utalentowanego artysty. Ta stałość Karpowicza to jedna z cech, ktore specjalnie cenię, ponieważ wydaje mi się, ze zawsze towarzyszy ona prawdziwym poszukiwaniom i kształtowaniu rzeczywiście osobistej postawy."

Sławomir Karpowicz - notka biograficzna

Poniżej krótka notka biograficzna. Będę ją rozbudowywać, aż stanie się kompletnym zbiorem wszystkich ważniejszych faktów z życia SK. Warto więc wracać do tego posta, bo będzie się zmieniał w miarę upływu czasu.

Sławomir Karpowicz urodził sie 17 marca 1952 roku w Szczebrzeszynie. Ukończył Liceum Sztuk Plastycznych w Zamościu. W latach 1973-78 studiował na Wydziale Malarstwa ASP w Krakowie. Dyplom (z wyrożnieniem i medalem) uzyskał w pracowni prof. Jana Szancenbacha w 1978 r. Od 1979 r. pracowal na Wydziale Malarstwa krakowskiej ASP prowadząc pracownię rysunku, a następnie autorską pracownię malarstwa.

wtorek, 17 marca 2009

Urodziny Sławka


Dziś urodziny Sławka. Nigdy się nimi specjalnie nie przejmował. Ale to dobra data na rozpoczęcie tego bloga. Urodził się 17 marca, w 1952 roku. Zmarł 4 listopada, 2001. Jak Colas Breugnon, bohater ulubionej powieści, cenił życie proste, radosne. Umiał je celebrować, cieszyć się jego urokami. Malował, gotował, spędzał czas z przyjaciółmi. Miał poczucie humoru, lubił stare kreskówki Disneya. Jednak najbardziej śmieszyły go sytuacje z życia wzięte. Nie przepadał za ludźmi, którym brak pokory, dystansu do rzeczywistości. Ale nie był też człowiekiem, który przechowywałby w sobie ukryte żale. Kochał naturę. Nieba „jak ze Stanisławskiego”. Najlepiej czuł się tam, gdzie się urodził i wychował - w Szczebrzeszynie. Przy drewnianym stole, przed domem. Z małym Zwierzyńcem (zanim się nie zepsuł), ze zrazami wołowymi z kaszą i ogórkiem kiszonym. Albo z innym smakowitym zestawem.
Przyjaciele Sławka, proszę: przesyłajcie wspomnienia, historie i historyjki, zdjęcia – wszystko, nawet najmniejszy detal ma znaczenie. Piszcie do mnie o malarzu, o człowieku. O relacji, jaka was łączyła. Nie przejmujcie się chronologią, ani logiką. Ja będę ładować tutaj swoje, subiektywne fragmenty. Za pamięć i pomoc - z góry dziękuję :)

Joanna Karpowicz